środa, 28 maja 2014

Sobotnie odwiedziny.

W sobotę przyjechała do mnie Kasia. Razem studiowałyśmy, choć znamy się relatywnie krótko, bo dołączyła do nas dopiero na czwartym roku studiów. Do tego zajęcia wyglądały tak, że nie było stałych grup więc czasu na poznanie się naprawdę nie było wiele.
Od początku się rozumiałyśmy. Kasia ujęła mnie swoją wytrwałością, słownością, zamiłowaniem do kierunku studiów i solidnością. Uwielbiałam robić z nią wszelkie projekty grupowe, co niektórych prowadzących przyprawiało o ból głowy (nawet gdy nie byłyśmy w tej samej grupie starałam się robić projekty razem z nią).
Jest to jena z niewielu osób ze studiów, z którą utrzymuje kontakt.

Odebrałam Kasię z Dworca Głównego koło południa. Zaskoczyła mnie prezentem jaki mi przywiozła. Będąc w delegacji, z Londynie pamiętała o mnie. Jakie to urocze:






Wyglądają tak pięknie, że jeszcze ich nie rozpakowałam...

Chciałabym, żeby zobaczyła maksymalnie dużo, jednak w taki sposób by nie korzystać z komunikacji miejskiej (miał być straszny upał, do tego nie chciałam, że wydawała pieniądze na bilety, które naprawdę nie są tanie).
Trasę ułożyłam więc w taki sposób, aby Kasia zobaczyła to, co ważne (z wyłączeniem wszelkich muzeów itp.) ale też, żeby wszystko było "po drodze". W jeden dzień ciężko jest pokazać całe miasto. Dlatego z dworca wybrałyśmy się od razu do Parku Wilsona, na końcu którego znajduje się Poznańska Palmiarnia, która liczy sobie 103 lata :) Akurat w sobotę, odbywała się akcja fundacji Animalia , która zachęcała do adopcji kotów. Z kilkoma pojawili się na miejscu:













Kociaki były urocze. Gdyby nie to, że nasz Rudzielec nie akceptuje innych kotów, na pewno któryś wróciłby ze mną do domu. Nawet Tajemniczy słysząc o tym, że były tam zwierzęta do adopcji, zdziwił się, że wróciłam z pustymi rękami.

Poza tymi zdjęciami, z samej Palmiarni zdjęć mam niewiele, bo byłyśmy pochłonięte rozmową:








Generalnie nie była to moja ostatnia wizyta w Palmiarni. Bardzo polecam wszystkim wybranie się tam. Można tam spędzić wiele czasu, w niektórych "strefach" poczytać książkę, a bilet nie jest drogi bo kosztuje 7zł i można tam siedzieć do oporu. Dla spragnionych jest także kawiarenka, której my akurat nie odwiedzałyśmy bo szkoda nam było czasu.
Po zwiedzaniu Palmiarni, usiadłyśmy w Parku Wilsona, żeby porozmawiać i tam czekała nas niespodzianka :) Przy ul. Głogowskiej otworzyła się nowa lodziarnia i obsługa lodziarni zastosowała promocję-darmowa degustacja :) Ja jadłam lody malinowo-śmietankowe. To były najlepsze lody jakie jadłam!! Niestety nie mogę teraz znaleźć ich w necie. Jak tylko to zrobię napisze Wam o nich, bo na pewno zaciągnę do nich Tajemniczego :)

Jako kolejne z miejsc wybrałam Stary Browar, ponieważ był po drodze :) Nasze Centrum Handlowe charakteryzuje się wspaniałym designem, za co zostało docenione na międzynarodowych konkursach, wielokrotnie zdobywając nagrody:

















A tak prezentuje się z środku:







To przepiękne Centrum Handlowe, które naprawdę warto zobaczyć ze względu na architekturę, zagospodarowanie przestrzeni wewnątrz i dziedziniec, który otwarty latem jest wspaniałym miejscem do odpoczynku :)
To tutaj odbywała się w zeszłym roku Joga, tzw. Joga przy Browarze z Weranda Take Away, która prowadziła znana już Wam z mojego bloga Ulla Wilczyńska-Kalak, najwspanialsza joginka w Poznaniu :)

Po tym jak pokazałam Kasi Stary Browar przeszłyśmy Deptak:




by dojść do Starego Rynku:











W Starym Rynku wybrałyśmy miejsce na obiad. Ponieważ pierwsze miejsce (Wielkie Żarcie) świeciło pustkami, wybrałyśmy się do Starego Młynku, o którym też  już u mnie mieliście okazję przeczytać :) Zjadłyśmy pyszny obiad i dostałyśmy orzeźwiającą wodę z miętą. Po tych pysznościach wybrałyśmy się do Kawiarni Kamea, o której tez już pisałam, na deser. Obydwie wybrałyśmy szarlotkę, z tym, że Kasia z lodami, a ja z puddingiem :) Była pyszna, bardzo polecam :)

Po pogaduchach w Kameii wybrałyśmy się w drogę powrotną czyli na Dworzec Główny. Kasia przyjechała niestety tylko na jeden dzień, a szkoda. Stwierdziłyśmy, że to zdecydowanie za mało, żeby się nagadać i musimy to powtórzyć :) Poza tym zapowiedziałam już Kasi, że musi wrócić na te pyszne lody i oczywiście, żeby zobaczyć trykające się koziołki :)


Po powrocie do domu, szybki prysznic, przebrałam się i poszliśmy do sąsiadów na proszoną kolację. Jedliśmy pyszne tosty z opiekacza, okraszone czerwonym winem, które było prezentem od nas. I choć byłam bardzo zmęczona a moje stopy wołały o wolne, to był to dla mnie wspaniały dzień! Zdecydowanie częściej muszę u siebie kogoś gościć. Dzięki wizycie Kasi miałam tyle pozytywnej energii, uśmiech nie schodził mi z twarzy i już nie mogę się doczekać jej kolejnej wizyty u mnie :)

A jak Wam minęła sobota?

8 komentarzy:

  1. w Poznaniu byłam raz i nie zrobił na mnie wrażenia, ale może to dlatego, że nie miałam takiego przewodnika jak TY ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może powinnaś powtórzyć wizytę :)

      Usuń
    2. jak tylko będę planować odwiedziny Poznania to na pewno się odezwę

      Usuń
    3. Natalia, liczę na to! :)

      Usuń
  2. Daaawno nie byłam w Poznaniu. Ponoć miasto pięknieje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmian jest niebywale wiele. Masz rację Poznań pięknieje, tym bardziej na wiosnę bo o zieleń się u nas dba :)

      Usuń
  3. co za wspaniały dzień! W Poznaniu nigdy nie byłam ale z chęcią bym zobaczyła to miasto po Twojej relacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elfica, nic trudnego, jak dojdziesz do siebie a malutka podrośnie wybierzcie się całą ekipą do stolicy Wielkopolski :)

      Usuń