poniedziałek, 2 czerwca 2014

Weekend jaki lubię.

Weekend, to zawsze mocno wyczekiwany przeze mnie czas. Jest wtedy chwila na leżenie w łóżku, jogę z rana w ogrodzie, spacer po mieście, spotkania ze znajomymi, przygotowywanie czasochłonnych posiłków (choć nie zawsze), pieczenie placka, wyjazd do rodziców i wiele innych :) Nie mówiąc już o tym, że mamy czas na to aby być razem i razem robić wiele rzeczy.

Sobota minęła pod znakiem czytania w łóżku. Padło na dwie pozycje: "Czas na mnie..." oraz "Jak być asertywnym". Zaczęłam także "Asertywność doskonała" ale dopiero w tramwaju pędząc na popołudniowe spotkanie.  Niedługo pojawią się recenzje.

Spotkanie typowo biznesowe. Znowu rozbija mnie to samo, pomimo tego, że nie jest to praca dla korporacji. Spotykamy się w konkretnym celu,  a nie padają konkretne dane, konkretne koncepcje ani konkretne pytania. Jak można pracować w taki sposób? Przecież logicznym jest, że jak się zakłada jakieś działanie marketingowe, to należy sobie zadać podstawowe pytania, chociażby takie jak: Czy to mi jest naprawdę potrzebne (tak racjonalnie, a nie że mam zachciankę "bo tak") ? Dlaczego uważam, że tak? Co chcę przez to działanie osiągnąć? Czy możliwe jest, że to działania doprowadzi mnie do postawionego celu?  I o ile rozumiem, choć nie do końca, że przedsiębiorca niekoniecznie potrafi sobie te pytania postawić, to uważam, że wykonawca (tym bardziej jeśli łączą go prywatne relacje z przedsiębiorcą) powinien takie pytania mu postawić, nieco poprowadzić za rękę. A tutaj? Nie! Działamy nieracjonalnie, bez odpowiedzi na powyższe pytania...bez celowości działań, które są bardzo czasochłonne, a często zwyczajnie drogie. Pomijam, że zbędne.

Strasznie mnie coś takiego irytuje...Brak planu, brak celu...brak strategii marketingowej w planowaniu strategii....Ach szkoda słów...I oczywiście, jestem perfekcjonistką i może dlatego tak ostro to oceniam i tak się burzę. Co nie zmienia faktu, że są to działania, z góry skazujące na klęskę i frustrację...

Poza tym "małym niuansem" spotkanie było bardzo sympatyczne:) Nieopodal miejsca w którym się spotkaliśmy, Pani malująca obraz:





Marzę o tym, by Tajemniczy wrócił do malowania, choć przy użyciu farb olejnych, nie ma możliwości by robić to w mieszkaniu. Sama tez chciałabym zacząć malować ale akwarelami.

Wcześniej wędrowały tam dwa koty, wygrzewając się na słońcu. Zupełnie jak mój rudzielec, który gdyby mógł zagarnąłby chyba wszystkie możliwe promienie słoneczne :)
Apropos kocicy, oto jak sobie radzi, by nie napić się za dużo ale na pewno się najeść (kocica z racji, że mało jak każdy kot pije, a jest gorąco dostaje suchą karmę rozmoczoną w wodzie):










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz