W weekend mieliśmy gościa. Weekend to zdecydowanie za krótko. To było moje pierwsze zetknięcie z nim na żywo. I nie pomyliłam się, facet jest świetny. Już po tym pierwszym spotkaniu wiem, że drzwi naszego domu zawsze będą dla Niego otwarte. W sobotę przegadaliśmy pół dnia i połowę nocy. Skutkiem czego był mój niedzielny zgon (brak snu mnie zabija).
Niedziela była dniem zwiedzania miasta (oj zobaczyłam rzeczy których nie widziałam nigdy wcześniej), pysznej kawy z pianką i słodkiej jak jasna cholera szarlotki, pysznego obiadu-pizza, której nie zjadłam zbyt wiele. Rozmowy, poznanie kolejnej nowej osoby, kupa śmiechu (ludzie się zadziwieni obracali za nami).
I ten weekend przywrócił mi wiarę w ludzi. Że są tacy, z którymi czujesz się tak dobrze. Masz o czym rozmawiać, śmiejesz się w głos i do łez. Jeden temat wchodzi na drugi...poruszasz miliony tematów niewiele z nich kończąc, bo nie ma czasu, bo jesteśmy ciekawi siebie, bo dochodzą wspomnienia...Nie pamiętam kiedy czułam się tak dobrze, z dopiero co poznanymi ludźmi. Ich elastyczność, szacunek, poczucie humoru i poczucie wartości, które pozwalało im na bycie sobą...wspaniała mieszanka...
Nie mogę się doczekać, kiedy znowu się spotkamy :)
Kochanie, dziękuję Ci :*
miło mieć takich ludzi koło siebie
OdpowiedzUsuńBo najważniejsze by mieć w życiu choćby jedną taką osobę, do której będziesz mogła o każdej porze zwrócić się o pomoc, wsparcie, wypłakać się gdy jest taka potrzeba, ale i napić się wina, zjeść szarlotkę, pękać razem z nią ze śmiechu a czasem pomilczeć.
OdpowiedzUsuńOo dżizes.... Red Heels, nie jesteś przypadkowo kolejną inkarnacją osoby znanej jako "S"?
UsuńUV
Jak optymistycznie! Super! :)
OdpowiedzUsuń